CZARNOGÓRA -19.07-30.07.2018
Zapraszamy Was do Czarnogóry - miejsca tak bajecznego, że nie sposób o nim zapomnieć.
Czarnogóra nie jest częstym kierunkiem Polaków. Zazwyczaj podróże samochodem kończą się na ciepłej i dużo bliższej Chorwacji.
Ten kierunek naszych wakacji, to przypadek, a bardziej propozycja mojego znajomego, który już kilkukrotnie odwiedził ten wspaniały kraj.
Do Czargonóry można wybrać się samolotem, ale my zdecydowaliśmy się na podróż autem. Tu warto dodać, że była to nasza pierwsza, aż tak daleka podróż samochodem i to z dwójką dzieci. Ten fakt sprawił, że im bliżej wyprawy, tym większa adrenalina.
Czarnogóra nie jest krajem Unii Europejskiej, ale jej walutą jest euro. Warto mieć paszport, ale dorośli spokojnie wjeżdżają na dowód osobisty.
Droga naszej wyprawy wyglądała tak:
A celem była wyspa Świętego Stefana, o właśnie ta:
Podróż rozłożylismy na dwa dni, tj. z noclegiem w stolicy Chorwacji - Zagrzebiu.
Cała trasa przez Czechy i Austrię przebiegała bardzo spokojnie. Z moich obserwacji wynika, że bardziej dłużyła się droga przez Polskę - może dlatego, bo tak nas ciągnęło w bardziej odległe miejsca. Było to dośc ekscytujące i całkiem nowe dla nas - laików podróżniczych - wydarzenie.
Szykując się w podróż autem należy zawsze mieć na uwadze przepisy drogowe panujące w różnych krajach. My zabiepieczyliśmy się bardzo dobrze (w Czechach zapas żarówek, kamizelki odblaskowe dla wszystkich pasażerów, ale nie tylko). Mandaty za nieposiadanie wszystkich elementów wyposażenia auta są wysokie, więc lepiej zaoszczędzić i wydać na przyjemniejsze rzeczy:) W Czechach i Austrii obowiązują winiety. My zakupiliśmy na granicy i myslę, że nie ma sensu ich kupować wcześniej.
Nocleg w Chorwacji to wspaniała okazja do zwiedzenia miasta. W związku z tym, że zdecydowaliśmy się na wyjazd w lipcu, temperatura była wysoka, czasem trudna do wytrzymania, ok 35 st.C.
Zagrzeb jest malowniczym miastem, które warto odwiedzić przejazdem, ale na pytanie czy samo w sobie byłoby naszym celem podróży, odpowiedź jest prosta: raczej nie. W Zagrzebiu spędziliśmy jeden pełny dzień. To nam wystarczyło, aby poznać uroki miasta.
Warty odwiedzenia jest ogród botaniczny. Wspaniałe okazy roślinności wprawiają w zachwyt.
Trzeba przyznać, że ludzie w Chorwacji należą do szalenie uprzejmych. Wszyscy mile witają turystów i są bardzo pomocni.
Po wyspanej nocy, z samego rana ruszyliśmy dalej z pełną nadzieją, że przed nami już ostatnia prosta do celu. Nadzieja jednak bywa zgubna. Podróż przez Chorwację już nie jest taka łatwa jak przez Austrię - pełną autostrad i dróg szybkiego ruchu. Droga jest kręta, ciągnie się przez tereny górzyste, aczkolwiek niesamowicie malownicze. Ich wadą jest jednak to, że trzeba jechać dużo wolniej i ostrożniej.
Uważajcie na zjazd z głównej drogi i przejazd górami przez Bośnię i Harcegowinę. My niestety zjechaliśmy i to wcale nie dlatego, że jesteśmy żądni ekstremalnych wrażeń i emocji (tzn. Piotr może i i tak, ale ja wolę spokojniejsze rozrywki). Przez prawie 20 km jechaliśmy drogą ciągnącą się przez pasma górskie. Ci, którzy kojarzą dawny horror "Wzgórza mają oczy" mogą się domyślać, jakie emocje mi się udzielały w tamtym czasie. Teren był stromy, nie było barierek.
Dwa samochody nie mogły się minąć. Odmawiałam różaniec, a Piotr prowadził ciesząc się widokami okolicznej przyrody.
Droga z Zagrzebia do celu podróży trwała ok 10h i skończyłaby się o czasie gdyby nie Dubrownik - perła Adriatyku, której nie wolno pominąć.
Nigdy nie byliśmy w tym cudownym mieście i serdecznie polecam każdemu. Jestem przekonana, że jeszcze tam wrócę! W Dubrowniku spędziliśmy całe dwie godziny i ruszyliśmy dalej w drogę.
Do Czarnogóry, a dokładnie w okolice wyspy Świętego Stefana dojechaliśmy ok 1:00 w nocy. Zakwaterowaliśmy się i poszlismy spać, aby rano obudził nas taki widok z okna...Dzień dobry Montenegro!
Pogoda w Czarnogórze jest taka, że możesz bez wahania rano iść na plażę i się opalać, pływać, bawić w wodzie i jeszcze raz opalać.
Był to niejaki kompromis z dziećmi, które gdyby tylko mogły to poszłyby na plażę od razu po naszym przyjeździe (przypomnę 1:00 w nocy).
Zatem reasumując w Czarnogórze jest tak: w dzień na plażę, a wieczorem zwiedzanie miasta, czyli to, co ja i Piotr uwielbiamy, a dzieci trochę mniej :)
Zanim jednak zwiedzanie okolicznych miast, kilka informacji nt. plaży.
Plaże w Czarnogórze są kamieniste. Bez butów (takich do wody) ani rusz. Tzn. ja nie mogłam chodzić boso, ale widziałam takich odważnych.
Woda jest bardzo zasolona, stąd ma też i większą wyporność. To, co mnie bardzo miło zaskoczyło, to to, że woda była niesamowicie czysta.
Nie ma parawanów - nikt ich nie używa (może dlatego, że nie ma piasku, który może się sypać na wysmarowane oliwką do opalania ciała). Na plaży można wypożyczyć leżak z parasolem, ale kwota ok 10 EUR za dzień, następnego dnia już nas odstraszyła.
WYSPA ŚWIĘTEGO STEFANA - wyspa Św. Stefana to wyspa na Adriatyku, na której obecnie znajdują się wyłącznie hotele, kościół, restauracje i kawiarnie. Nie ma tam zabudowy mieszkalnej. Wbrew naszym wyobrażeniom nie można jej zwiedzić, jeśli nie jesteście gośćmi hotelowymi. Przed wejściem na wyspę stoją ochroniarze, którzy bacznie czuwają, aby nie wszedł nieproszony turysta. Nie mniej jednak wyspa robi wspaniałe wrażenie i warto nawet z daleka na nią popatrzeć.
BUDVA - obok wyspy Świętego Stefana koniecznie trzeba się wybrać do Budvy. To tętniące życiem miasteczko, w którym znajdziecie wszystko: fajne knajpki, port, plażę, miejski gwar i nocne życie. Jest tam dużo turystów, straganów i innych rzeczy związanych z typowym wakacyjnym kurortem. Oprócz tego nie można pominąć starego miasta i tu należy zwrócić uwagę na architekturę. Zabudowy są niższe od naszych, a w starym mieście Budvy koniecznie trzeba się zgubić w gąszczu klimatycznych, urokliwych i wąskich uliczek.
Poniżej Cytadela - Budva
Widok na morze z Cytadeli
KOTOR - miasto kotów. ok 20 km od Wyspy Świętego Stefana znajduje się miasto Kotor. To naprawdę miasto kotów, których tam jest dużo i jeszcze więcej. Właściwie koty tam są wszędzie. Osobom uczulonym na sierść nie polecam, chociaż miasto samo w sobie jest wspaniałe.
Koty są wszędzie.
Poniżej zdjęcie z podejścia do średniowiecznego zamku Świętego Giovanni i panorama na Zatokę Kotorską. Podejście nie jest trudne. Uważam, że radę dadzą nawet dzieci. Zamek to najbardziej znana atrakcja Kotoru.
Weszliśmy i my, chociaż tu nastąpiła krótka rozłąka z przyczyn niezależnych. Tu czekałam na Piotra, który zdobywał zamek.
Wejście do zamku prowadzi przez kamienne stopnie, po których wspina się tak jak po schodach. Dobrze wyprofilowane nie męczą aż tak bardzo. Dopiero po zdaniu relacji Piotra wiem, że przed samym szczytem robi się bardziej stromo i tam należy uważać. Widoki jednak pomagają zrekompensować wysiłek.
Zdecydowanie uważamy, że będąc w Kotorze należy wspiąć się na sam szczyt.
Rynek w Kotorze ma swój nieskazitelny urok, a deszcz jeszcze wzmaga wrażenia. Tu nawet kamienna posadzka ułożona w szachownicę staje się atrakcją.
Podróż do Czarnogóry to nasza pierwsza wspólna podróż, która zapoczątkowała kolejne. Polecam wszystkim ten kierunek. Znajdziecie tam: góry, wspaniałe morze, słoneczną pogodę, palmy, śródziemnomorską kuchnię pełną owoców morza, całkowitą zmianę klimatu i niebywałą architekturę.
Pozdrawiamy mocno: Katarzyna i Piotr.